piątek, 31 października 2014

7. Alergia.

Pisałam ostatnio, że jestem przeziębiona. Otóż nie jestem. Nie byłam. Za to zjadłam mandarynkę, zapiłam herbatą z cytryną, kichnęłam... I się zaczęło. Spuchnięte gardło, gwizdy w klatce piersiowej, kaszel... ledwo oddychałam. Serio. Dla mnie grypa jak nic. Co więc zrobiłam? Poprosiłam Mężowatego o herbatę z końską dawką cytryny. Męczyłam się pół nocy. A potem było lepiej - tylko głos straciłam od tego kaszlu. I wszystko mnie swędziało. Wszystko. Od małego palca od nogi, po czubek głowy. Wczoraj obudziłam się z zapuchniętymi, podrażnionymi powiekami. I to tak dziwnie zapuchniętymi - czerwone swędzące placki, które uniemożliwiały normalne kłapanie ślepiami. I nadal wszystko swędziało. Mężowaty przerażony, bo wyglądałam jakbym już szła na Halloweenowe party. Sms do lekarza i popołudniu wizyta. I co się okazało? Że to co ja brałam za przeziębienie, tak naprawdę było silną reakcją alergiczną - prawdopodobnie na cytrusy. Nic innego "niecodziennego" nie jadłam. I pani doktor mnie oświeciła, że miałam kupę szczęścia, że jeszcze jestem po tej stronie świata. Że to dobrze, że skończyło się tylko tak, że mogłam spuchnąć na amen, że mogłam przestać oddychać... Przyznam, że słysząc coś takiego, nie wiadomo co się czuje. I radość, że miało się szczęście. I strach, że z takiej - jakby nie było - błahostki można się przekręcić. I znów radość, że jednak się udało tym razem. I znów strach, że jacieniepierdzielę, a co jak ktoś z moich bliskich dostanie alergii? Milion myśli w głowie. I momentami niedowierzanie, że to wszystko dzieje się naprawdę. Brzmi to tak... nierealnie. 
Dostałam leki praktycznie na stałe. Dostałam EpiPena z adrenaliną - mam go nosić przy sobie. W razie czego wstrzyknąć sobie w udo, bo następna reakcja może być ostrzejsza. I tłumaczyłam wczoraj Mężowatemu jak ten zastrzyk robić - w razie wu. Śmialiśmy się przy tym nerwowo, bo naprawdę człowiek głupio reaguje, kiedy musi tłumaczyć komuś bliskiemu, jak ratować życie w razie ataku alergii. 
Chyba jeszcze do końca to do mnie nie dociera. Mętlik w głowie taki, że hej. Co pewnie nawet widać po poście - ciężko sensowne zdanie sklecić. :O Taka sytuacja no. I nie, nigdy nie miałam alergii. 

A Mężowaty chciał wtedy jechać na pogotowie. A ja się uparłam, że nie, bo przecież nie będę jechać z przeziębieniem i pajaca z siebie robić...


I ja się teraz pytam: Z CZYM JA DO JASNEJCIASNEJ BĘDĘ PIŁA TEQUILLĘ?! HĘ?!

środa, 29 października 2014

6. Internety!

Internet! Internecik! Interneciunio! :D Jest, mam, oesu, na jakim ja głodzie byłam! Jeszcze komp przy kablu, ale wieczorem będzie już fifirifi. :D Nadrabianie onlinowych zaległości... CZAS... START! :D

Akurat na chorobę jak znalazł. Rozłożyło mnie na amen. Wczoraj. Jedno kichnięcie i pooooszłoooo. Kaszel, brak głosu i inne atrakcje. Podejrzewam, że Mężowaty z braku mojego głosu może być nawet zadowolony. :P

poniedziałek, 20 października 2014

5. Handel, usługi, te sprawy.

W bólach i siniakach (znaczy ja, Mężowaty nie) pojechalim do nowego mieszkania, bo meble miały dziś przyjechać. Pojechalim, zajechalim, czekamy... Mieli dzwonić o 10:00. Czekamy. Sprzątamy (czyt. Mężowaty sprząta, ja siedzę i nadzoruję - "uroki" rekonwalescencji po operacji). Czekamy. Jest, dzwoni, jezusmariachrystepanie, telefon! O 11:50! Przyjadą, zdążą! Jeeeeee. Przyjechali, wypakowali, pojechali. No dobra, ale gdzie, do cholery, jest moja toaletka? Znaczy biurko, ale posłuży za toaletkę. I zonk. Biurko ma się dobrze i leży sobie w sklepie. Trzeba odebrać jutro. Trudno. Nie robiliśmy już afery. Szczególnie, że obsługa sklepu należy do tych chaotycznych i strach pomyśleć ile byśmy więcej namieszali ustawiając dowóz biurka na inny dzień. Za to prosili, by jutro się upomnieć o rabat z tej okazji. Upomnimy się, spokojne ich rozczochrane. ;) Koniec końców nie jest źle. Najważniejsze, że deszcz na chwilę wstrzymał swoją aktywność w momencie dostarczenia mebli i kartony są dzięki temu suche. Upraszam wszystkich o trzymanie kciuków jutro o 8 rano, żeby wyżej wymieniony deszcz również wtedy zaprzestał swojej aktywności na jakieś 3 godzinki. Potem niech rzuca sobie nawet żabami.

I skoro już tak o handlu i usługach... Poczta Polska mnie ostatnio zaskakuje. W piątek wysłana przesyłka z Wrocławia już w poniedziałek jest w Gdyni. Szok! A tak a propos tej przesyłki, to gdyby ktoś czegoś z kategorii "piercing" to polecam sklep Arif.pl - u nich to nawet reklamacje miło się składa. Naprawdę. I Mambę zawsze dają do zamówienia. :D 

A odbiegając od handlu i usług... DZIŚ OSTATNIA NOC W HAŁASACH I INNYCH TAKICH CUDACH! :D Niestety przez kilka dni mogę być offline. I tu uprasza się o kolejne kciuki - żeby szybko podłączyli mnie do sieci. :) i niech jutro ta przeprowadzka pójdzie gładko. Niech. No niech. :)


Idzie nowe. :D

niedziela, 19 października 2014

4. Under pressure.

Wielki siniak, kilka szwów i ból - tyle póki co. I odrobina paniki, bo trzeba się pakować, bo po jutrze przeprowadzka. Ki diabeł mnie podkusił, żeby zorganizować to tak szybko? Z drugiej strony cieszę się, że tak szybko. Tutaj nie da się nabrać sił. Za oknem sąsiad z wiertarką 24/7, na górze rozhisteryzowane dzieci (nigdy nie miałam do czynienia z takimi dzieciakami, serio, ale myślę, że to nie ich wina, a tego co w ścianach...), w ścianach grzyb - zwariować można!!! Nowe mieszkanie, choć wcale nie jakieś tam pałace, wydaje się być co najmniej na miarę Buckingham. Taki trochę nowy początek. Choć ten początek może być chwilę bez internetu. Ale i to nie wydaje się takie straszne. Damy radę. :) Zatem brak czasu i/lub możliwości na Internety nastał. Chwilowo. Zostawiam Was z nutką na dziś...



Ps, I jeszcze czekam na wyniki biopsji.

wtorek, 14 października 2014

3. Zabieg.

Jutro laparoskopia. I ja sobie dam rękę uciąć, że nic nie znajdą, bo w moim przypadku to będzie coś niecodziennego, dziwnego, rzadko spotykanego, powstającego z przyczyn nieznanych. Ja zawsze tak mam. Dlatego mam poczucie, że ten jutrzejszy zabieg jest bez sensu. No niby wykluczenie czegoś, to też dobra droga do pełnej diagnozy, ale znając tutejszą chęć lekarzy do drążenia tematu, to na wykluczeniu się skończy. A jeśli boli, to boli, nie umierasz przecież człowieku. Ech. No zobaczymy. Jestem nastawiona na NIE. Ale cieszę się, że jutro o tej porze będę miała to za sobą. Trzymajcie kciuki - nie tyle za zabieg, co żebym się dogadała. :)

A żeby nie było tak pesymistycznie, to słońce się dziś za oknem pojawiło. 


piątek, 10 października 2014

2. Dialog.

M - Mężowaty, Ja - ja (ha! a to ci zaskoczenie!)

Czwartkowy wieczór:

Ja: To może jutro się wyśpij, skoro masz na drugą zmianę. Wiem, że mieliśmy jechać oglądać meble, ale możemy załatwić to w poniedziałek. 

M: Nie, jutro damy radę. Wystarczy, że pojedziemy na 12:30, mniej więcej.

Ja: Ok, jak chcesz.

M: Damy radę. Jutro. 


Piątkowy poranek:

M: A Ty gdzieś wychodzisz, że zrobiłaś makijaż?

Ja: Żartujesz?

M: Nie.

Ja: A to nie jedziemy do "Józka"?

M: No przecież w poniedziałek jedziemy.

Ja: Ale wczoraj mówiłeś, że dziś jedziemy.

M: No tak, ale potem przyznałem Ci rację z tym poniedziałkiem.

Ja: Kiedy?

M: No w myślach.



I weź się tu z chłopem umawiaj. :P

czwartek, 9 października 2014

1. Powroty, powroty.

Po raz sto tysięczny pierwszy zaczynam pisanie. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Anuś, odpowiedzialność spoczywa na Tobie. :P 

Czego można się spodziewać? Na pewno braku regularności. I drugie na pewno, to braku określonej tematyki. Za każdym razem, kiedy narzucałam sobie jakieś "kajdany", kończyło się fiaskiem. Dlatego może tym razem bałagan mnie uratuje. 

I tego się trzymajmy!
Howgh!